Translate

niedziela, 26 maja 2013

I : ,, Coś się kończy, a coś zaczyna"

Justin POV  

Idziemy. Jesteśmy coraz bliżej. Jestem gotów stąd uciec. Nie dam rady. Boję się.
Przechodzę przez korytarz otulony czarną tapetą. po każdej stronie jest równo po pięć par drzwi.
Bałem się tego co za chwilę miało nastąpić. Boję się tego. Boję się co będzie dalej. Boję się życia.
W tle słyszę krzyki i piski fanów. Jest mi z tym bardzo źle. Za chwilę będę musiał przekazać im coś co będzie powodem do łez...Ale  to nie będą łzy szczęścia.
Skręcamy w lewo. Jesteśmy na miejscu. Teraz to najgorsze. W moje głowie płonie tysiąc myśli na raz. 
- Justin musisz już wyjść. - przerwał Scooter łagodnym głosem.
- Boję się..-przyznałem cicho. Pierwszy się bałem. Pierwszy raz się bałem. Pierwszy raz się bałem.
Chciałem już mieć to za sobą. Odwróciłem się tyłem do wszystkich. Złapałem jeden głęboki oddech i ruszyłem.  Wszedłem na scenę, reflektory skierowane były prosto na mnie. Czułem jak się śmieją szyderczo z tego co teraz będę musiał zrobić, czułem wzrok tysiąca ludzi. Wpatrzonych we mnie i czekających aż coś powiem. Uwierzcie nie chcecie żebym coś mówił. Muszę to powiedzieć.
- Witajcie kochani. - rozległ się wrzask. Nie zniosę tego dłużej. Chcę stad uciec, schować się. I nie wychodzić do końca życia.
Kontynuowałem:
- Na samym początku myślałem, że wszystko będzie proste. Traktowałem to jako formę zabawy. Ale po pewnym czasie zrozumiałem, że zyskałem coś więcej niż marzenia, sławę czy pieniądze...Zyskałem Was. Beliebers. Moje Beliebers.  - cała hala zamilkła.
Zrozumiałem wtedy, że bez Was nie osiągnąłbym tego co osiągnąłem. To wy daliście mi siłę. Wiarę. Nadzieję na lepsze jutro. Były okresy w których byłem smutny i nie miałem na nic siły. Ale właśnie dzięki wam mogłem wstać i iść z podniesioną głową na przód.  Kocham Was. I nikt nigdy tego nie zmieni. Ale...-  mój głos się załamał. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Zostawiając za sobą mokrą ścieżkę. - Nadszedł czas gdy coś się kończy a coś się zaczyna. Kochałem Was. Kocham. I będę kochał do ostatnich dni mojego życia. To koniec... Muszę się z wami pożegnać. - Właśnie teraz na każdym tu obecnym policzku. Z każdego obecnego oka poleciał strumień łez. - Proszę Was nie płaczcie. Chcę abyście zapamiętali mnie jako uśmiechniętego chłopaka, który każdego dnia spotyka się ze swoją rodziną. Tak rodziną. Moją rodziną. Beliebers. Kocham Was i żegnam. Nie zapomnijcie o mnie. - W tym momencie w tle zaczęła lecieć piosenka ,,U Smile". Nie mogłem patrzeć na żal wymalowany w na każdej dziewczęcej, chłopięcej, kobiecej i męskiej twarzy. Skierowałem ku nim ostatnie serce, jakie mogłem zrobić. Poszedłem. 
Zbiegłem ze sceny, kierując się od razu do toalety. Nie chciałem  teraz z nikim rozmawiać. Chciałem się komuś wypłakać. Chciałem być sam. Zamknąłem drzwi od łazienki na klucz. Opierając się o drzwi. To koniec. To koniec mojego życia. To koniec mnie. Pozwoliłem swoim oczom wypuścić długo przytrzymywany słony płyn, Łzy zaczęły wypływać spod powiek dużą ilością. Nie obchodziło mnie to. Nie teraz. 
-  Justin otwórz te drzwi. - Nawet w takiej sytuacji nie można mieć spokoju.
Nie chcąc się już kłócić otwarłem je.
- Co chcesz? - zapytałem kompletnie obojętnie.
- Musimy już jechać...-odpowiedział lekko poddenerwowany. 
-Gdzie? Co? Przecież już skończyłem z tym. -Na samą myśl ciarki przeszły po całym moim ciele. 
- Zobaczysz, a teraz już chodź bo się spóźnimy. - Pociągnął mnie w stronę wyjścia. 
Był początek wiosny lubię tą porę roku, wszystko zaczyna dojrzewać, jest tak zielono. W tym samym czasie kiedy wyszliśmy na zewnątrz podjechał samochód którym wcześniej tu przyjechaliśmy. Otwarłem tylne drzwi i rzuciłem się na siedzenie. Po chwili auto wyjechało na drogę i z piskiem opon ruszyło w nieznanym mi kierunku.
***
Jedziemy już dobre 30 min, a ja nadal nie wiem w jakim celu. 
Długo myślałem co teraz ze mną będzie. Co zrobię ze swoim życiem. Gdzie pojadę. Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania bez muzyki, śpiewu, a w szczególności moich Beliebers. Tyle lat na scenie a teraz co? Zrezygnowałem ze wszystkiego. Moje życie jest do dupy. Wszystko się wali. Nie mam nikogo komu mógłbym powiedzieć wszystko. Presja była tak wielka ,ze nie wytrzymywałem tego nerwowo. Swój żal wyładowywałem przez agresję. Sam nie wiem czy to był żal, czy może brak poczucia stabilności. Straciłem wszystko: fanów, marzenia. pasję. Ale też straciłem wszystkie problemy z  tym związane : brak prywatności , ciągła presja wywoływana przez wszystkich wokół mnie jak i również hejterów , którzy czekali tylko na moje potknięcie. Dla nic nic nie znaczyłem, nie znając mnie obrażali.  Ciężko było żyć ze świadomością ,ze cokolwiek zrobisz i tak jest źle.
Bałem się najbliższych dni, miesięcy, lat.  Niedługo o mnie zapomną, zaczną żyć swoim życie i za kilka lat nikt nie będzie pamiętał kto to Justin Drew Bieber. Ale ja nigdy nie zapomnę, nie zapomnę tych początków, pierwszych fanów, pierwszych piosenek, pierwszych koncertów. To zostanie w moim sercu na wieki. Może będzie dobrze. Nie będzie dobrze.
Nie musiałem za długo czekać kiedy dojedziemy. Bo w tym momencie samochód gwałtownie się zatrzymał. Pierwszy wysiadł Scooter a ja zaraz za nim.  Przede mną rozciągał się dosyć duży budynek. Z przodu był ogród z różno kolorowymi kwiatami. Na środku Stała duża fontanna. Ale nadal nie wiedziałem gdzie jesteśmy. Dopóki nie zobaczyłem tabliczki wiszącej po lewej stronie drzwi wejściowych......
_________________________________________________________________________________
Witajcie kochani no to mamy już pierwszy rozdział. Mam nadzieję ,że wam się podoba  Przepraszam ,że dodaję o takiej godzinie. No ale tak wyszło :c 
 Biedny Justin :C
Jak myślicie gdzie go przywieźli? 
Kolejny rozdział powinien się pojawić za 2-3 dni.  :)
Dobranoc;*
# SWAG

4 komentarze: